Parowiec na rzece Mississippi w Nowym Orleanie |
Żeby zrozumieć charakter i historyczne znaczenie Luizjany, należy chociaż pobieżnie wiedzieć, że pod koniec XVII w., to wcale nie Hiszpanie, lecz Francuzi jako pierwsi wykazali zainteresowanie dziewiczym terytorium na północnym wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej, i to oni - prawem odkrywców - założyli tam pierwszą stałą kolonię, którą nazwali na cześć swojego władcy absolutnego - "Króla Słońce".
W tamtym czasie, Luizjana obejmowała swoim zasięgiem ok. 1/3 środkowej powierzchni dzisiejszych Stanów Zjednoczonych i część Kanady. To był naprawdę ogromny obszar. Po licznych wojnach i rewolucjach XVIII-go wieku, Napoleon odsprzedał jednak te włości w 1803 r. rządowi USA, co przyczyniło się do znacznego poszerzenia amerykańskiego terytorium, a co więcej, otworzyło Stanom drogę podboju na tzw. Dziki Zachód.
LaBranche Building przy Royal Street |
Pomimo tego, że administracyjnie Luizjana stała się częścią USA, to jednak lata długiego francuskiego panowania nie pozostały bez wpływu na jej mieszkańców. Język i kultura francuska były wśród nich silnie zakorzenione, co pozwoliło na przetrwanie wielu francuskich akcentów do dnia dzisiejszego. Mogliśmy się o tym przekonać w najliczniejszej aglomeracji Luizjany - Nowym Orleanie - barwnym, muzycznym mieście, położonym wśród bagien, u ujścia jednej z największych rzek świata - Mississippi River.
Dom przy Royal Street |
Jeżeli Nowy Orlean, to koniecznie Dzielnica Francuska - dystrykt z szachownicą prostopadłych ulic, gdzie stoją kolonialne domy z balkonami o balustradach z kutego żelaza i pióropuszami paproci zdobiących fasady zabytkowych budowli.
Royal Street - najpiękniejsza ulica miasta |
Jeden z ulicznych przebierańców liczących na napiwek |
Można posłuchać i... popatrzeć :) |
Najbarwniej jest na Bourbon Street. Ta aleja to imprezowe serce miasta. Muzyka jest tam wszędzie. Ludzie grają, tańczą, klaszczą, śpiewają. Tu i ówdzie można poczuć zapach ziółka, a o zmierzchu, doświadczyć jeszcze bardziej ekscytujących wrażeń...
Uliczny band na Bourbon Street |
To właśnie na Bourbon Street najhuczniej obchodzone jest święto Mardi Gras, czyli ostatki. Ponoć od piątku do wtorku przed środą popielcową, w całej dzielnicy francuskiej, w barwnych pochodach, z jeżdżącymi platformami i maszerującymi orkiestrami uczestniczy rokrocznie przeszło milion osób.
Wszyscy oczywiście noszą bajeczne przebrania, a tradycyjnym podarunkiem dla tłumów, głównie dla kobiet, są sznury plastikowych koralików w barwach zieleni, złota i fioletu. Koraliki te, jako bardzo rozpoznawalna nowoorleańska ozdoba, królują chyba wszędzie, nawet poza ostatkami.
Jedno ze "stoisk" wróżbiarskich na Jackson Square |
Usadowione przy rozstawionych na dworze stolikach, zaopatrzone w swoje spirytystyczne akcesoria, zachęcają do przejrzenia się w kryształowej kuli lub do porad udzielanych w licznych pobliskich sklepach woodoo!
"The Woodoo Bone Lady" - szyld jednego ze sklepów woodoo w dzielnicy francuskiej |
Wow! Nie wszędzie można zobaczyć taki FOLKLOR!
Louis Armstrong Park |
Żeby trochę ochłonąć od otaczającego nas zewsząd zgiełku, udaliśmy się na chwilę do pobliskiego parku - przyjemnego zieleńca z malowniczymi ścieżkami, ławkami i pomnikiem upamiętniającym jednego z najwybitniejszych światowych trębaczy i muzyków jazzowych - Louisa Armstronga.
Pomnik Louisa Armstronga w Louis Armstrong Park w Nowym Orleanie |
Bourbon Street |
Ślubny korowód na Jackson Square |
Ostatnim spojrzeniem pożegnaliśmy plac, dla którego tło stanowi piękna katedra św. Ludwika, jak również górująca nad parkiem postać generała Andrew Jacksona na koniu. Mijając "Natchez"- ostatni ze słynnych parowców kursujących niegdyś po Mississippi, udaliśmy się promenadą Moonwalk w stronę zachodzącego słońca.
W ten sposób zakończyliśmy wizytę w Nowym Orleanie.
Katedra św. Ludwika przy Jackson Square |
Promenada Moonwalk |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz