sobota, 22 grudnia 2018

WYRUSZAMY DO KALIFORNII!

 

GRUDZIEŃ 2018 

Grudzień jak to grudzień - jest zimny, śniegowy i pomimo tego, że w Utah w większości bardzo słoneczny - mrozi nosy bez wyjątku. Na narty to wymarzona pogoda i faktycznie oddajemy się zimowemu szaleństwu niemal w każdy weekend. Niemniej, nie samymi nartami człowiek żyje. 
10 dni świątecznej przerwy szkolnej postanowiliśmy spędzić zupełnie inaczej niż dotychczas o tej porze roku, tym bardziej, że tylko 12 godzin jazdy samochodem dzieli nas od ciepłej, południowej Kalifornii - gdzie ponoć nigdy deszcz nie pada... 

Nie było lepszej pory, aby to sprawdzić. Wyruszyliśmy mroźnym grudniowym rankiem. Opuszczając aglomerację Salt Lake City stopniowo traciliśmy z oczu zabudowania, aby dalsze mile przemierzać przez pustkowie: między ośnieżonymi górami a bezkresną pustynią. Zdarzało się, że nawigacja nakazywała jechać po prostu 400 mil prosto i milkła na godziny... Wierzcie, że na takich odcinkach naprawdę po drodze nie ma nic... O tankowaniu samochodu myśli się nawet przy połowie zawartości baku - na wszelki wypadek. 

Jechaliśmy i jechaliśmy. Atrakcję stanowiły nieliczne mijane miasteczka. Na południu stanu, śnieg zaczął ustępować z gór. Wyraźnie zrobiło się cieplej. Krótki odcinek górzystej Arizony pozwolił nam na podziwianie widoków zarówno ze wzniesień jak i z imponujących parowów skalnych. Ku naszej radości, chmury wkrótce zaczęły znikać z horyzontu, a już na terenie Nevady niebo uśmiechnęło się do nas czystym błękitem. Oczy poczęliśmy cieszyć zupełnie innym krajobrazem, którego niewątpliwie najbardziej atrakcyjnym elementem były palmy! Ale egzotyka! Przenieśliśmy się do zupełnie innego świata!

Czytajcie dalej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz