Zdaliśmy z kolegą mężem testy na prawo jazdy! Utah, jak każdy stan, ma swoje regulacje i wymaga zdania takiego egzaminu przez każdego, kto będzie przebywał tu dłużej niż pół roku. Przewertowaliśmy zatem wielką księgę przepisów Utah (ok... ja przewertowałam, bo Paweł nie miał czasu), potem obstukaliśmy testy w internecie, bo z książki już mi się nie chciało powtarzać, a Pawłowi w ogóle zaczynać uczyć, i poszliśmy zdawać.
Poradzenie sobie z testami nie wydaje się być czymś bardzo skomplikowanym, bo zasady jazdy są niemalże takie same jak w Polsce czy w Europie. Niemniej, występuje wiele drobnych rozbieżności lub po prostu innych detali, których wychwycenie przed egzaminem z pewnością jest gwarancją sukcesu. O ten sukces zresztą nietrudno, gdy na egzaminie można mieć ze sobą książkę, z której się uczyło, a czas na 25 pytań jest nieograniczony! Trzeba zaliczyć 80%. No i w jednym dniu można mieć dwa podejścia... :)
Jak już wspomniałam, my postawiliśmy na testy internetowe, których przerobiliśmy naprawdę dużo mając nadzieję, że pytania z nich będą przedmiotem egzaminu. No... i co? Obiecanki cacanki! „Sądnego dnia” już przy pierwszym pytaniu spojrzeliśmy na siebie znad komputerów i grzecznie przeprosiliśmy książki... Po około dwóch godzinach Pawła komputer „obwieścił” mu zdanie testu z 1 błędem. Moja maszyna błędów nie wykazała. I wiecie co? Byliśmy z siebie dumni. Po trzech miesiącach pobytu w zupełnie nowej drogowej rzeczywistości, zdaliśmy te testy w obcym języku za pierwszym razem. A obok nas, Amerykanie w różnym wieku, często i gęsto albo podchodzili drugi raz, albo słyszeli od urzędnika słowa pocieszenia, że następnym razem będzie lepiej. Tutaj prawo jazdy jest terminowe, odnawiane co 5 lat, więc do egzaminu podchodzą również praktykujący od wielu lat tubylcy... W czym rzecz?
Czeka nas jeszcze jazda egzaminacyjna – przypuszczam, że może być naprawdę śmiesznie...
Nie mogę się doczekać ;))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz