wtorek, 28 lipca 2020

PORTLAND


Największy miejski ośrodek Oregonu, leżący nad rzekami Columbia i Willamette, w cieniu pokrytego śniegiem wulkanu Mount Hood, uchodzi za przyjazne dla środowiska, zielone miasto. Słynie z różanych ogrodów, parków, mostów, browarów i kawy. Jednakoż, mimo tak obiecujących atutów, nie pozostawiło w naszych wspomnieniach miłych wrażeń...

Portland - widok na śródmieście i Hawthorne Bridge - link





Covid-19 spowodował w miastach liczne ograniczenia w dostępie do rozrywki, kultury, czy nawet przyrody, a to właśnie przyroda jest w Portland niezwykle godna uwagi. Portland to miasto róż.
W International Rose Test Garden rośnie ich 10.000 z 650 gatunków! Spacer różanymi alejkami przyprawia ponoć o zawrót głowy. Tradycyjny Japoński Ogród (Japanese Garden) znajdujący się na obszarze Washington Park, to ponoć najpiękniejszy i najbardziej autentyczny japoński ogród  spośród trzystu tego rodzaju w Ameryce Północnej. Nie gorszy jest Lan Su Chinese Garden (ogród chiński) czy Duniway Park Lilac Garden. Niestety, z uwagi na covid-19, ogrody w Portland nie były nam przeznaczone. Najbardziej nie mogłam odżałować ogrodu japońskiego - otwartego w każdy dzień tygodnia z wyjątkiem wtorku, kiedy akurat my tam byliśmy. 


Ostatecznie, w Portland odwiedziliśmy ZOO. Biorąc pod uwagę wszystkie możliwe opcje, było to dla nas i dla naszych milusińskich optymalne rozwiązanie. Prawdą było też to, że w USA, nigdy jeszcze w ZOO nie byliśmy, a główny zwierzyniec Oregonu okazał się bardzo fajnym miejscem. Dzięki dobrej organizacji przestrzeni, większość zwierząt okazała się na tyle dostępna, że nie musieliśmy szukać ich po zaroślach i w zacienionych schronieniach. Niezwykle podobały nam się foki - mistrzowie akrobatyki wodnej oraz słonie - dostojne ssaki, które uprzejme były pokazać nam wiele ze swoich codziennych zachowań. 




Okres pandemii sprzyjał remontom i reorganizacji niektórych wybiegów, toteż niestety, nie zdołaliśmy zobaczyć wszystkich podopiecznych ogrodu, ale generalnie, i tak spędziliśmy w nim bardzo przyjemne chwile.

Po południu postanowiliśmy rzucić okiem na śródmieście i słynną Perłową Dzielnicę (Pearl District). Po odrobinie relaksu w przyjemnej marinie na Hayden Island, udaliśmy się do centrum. I tam właśnie sytuacja niezmiernie nas zaskoczyła. Okazało się, że podczas naszej wizyty w Portland (pod koniec lipca 2020), miasto było całkowicie pochłonięte akcją "Black Lives Matter". 







Na większości sklepów, domów czy restauracji widniały napisy, plakaty lub inne formy artystycznego wyrazu, popierające zbiorowy zryw przeciwko nierównościom rasowym. Solidaryzując się w protestach z "warstwą pokrzywdzoną" wiele osób w otwarty sposób afiszowało swoje poglądy. Generalnie, panowała średnia atmosfera, aby poznawać uroki miasta. Ale nie TO było najgorsze.


Portland - downtown
Najgorsze było środowisko bezdomnych. Jak wiadomo, odsetek tych ludzi występuje w każdej dużej aglomeracji; śmiem twierdzić, że najłatwiej jest im funkcjonować w uboższych dzielnicach, w parkach, czy w jakichś opuszczonych pawilonach. Portland, jak się okazuje, to bezprecedensowy wyjątek.
Nie wiedzieć dlaczego, bezdomni zadomowili się w najściślejszym centrum miasta! Ich namioty tkwiły rozbite w całym ŚRÓDMIEŚCIU, tuż obok najbardziej reprezentacyjnych budynków, urzędów, okazałych biurowców i eleganckich restauracji. Przedstawiało to widok doprawdy kuriozalny! I najwyraźniej akceptowalny przez władze miasta! Taka mnogość skupisk bezdomnych nie powstała tam bowiem z dnia na dzień. Świadczył o tym bród wokół namiotów i nieprzyjemny zapach unoszący się w ich okolicy. Sami bezdomni, których wygląd i zachowanie pozostawiało niestety wiele do życzenia, przesiadywali zebrani w grupach lub poruszali się pojedynczo w okolicy swoich "domostw", mamrocząc coś pod nosem lub co gorsza "zagadując" przechodniów. 

Widok na rzekę Willamette z Waterfront Park
Nie wiem, jak odbierali tę sytuację inni potencjalni turyści, ale my byliśmy zszokowani polityką władz miasta. Czuliśmy się dziwnie, nieswojo i właściwie chcieliśmy jak najszybciej dotrzeć do samochodu, aby czym prędzej opuścić śródmieście.
Udało nam się zrobić zaledwie kilka zdjęć nabrzeża Willamette i pospiesznie złapać kilka ujęć downtown. To, co tam widzieliśmy, nie miało miejsca w żadnym innym mieście.
 
Nie jest to oczywiście powód, aby zupełnie skreślać Portland z listy miejsc godnych zobaczenia. Chętnie dałabym mu drugą szansę, niemniej, dopóki zapach róż i kawy nie zatrze wspomnienia rozległego, niechlujnego obozowiska w sercu pięknej aglomeracji, nie rekomendowałabym nikomu tego miasta jako destynacji MUST SEE. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz