"Z rozkazu Jej Wysokości Królowej..."
... napiszę dziś o niezwykłym wydarzeniu, którego świadkiem byłam przez wiele ostatnich tygodni.
Pewnego jesiennego dnia, Pati wróciła ze szkoły z wiadomością, że wszystkie klasy Spectrum będą brały udział w Festiwalu Szekspirowskim!
Faktycznie, już niebawem w skrzynce mailowej znalazłam informacje o wspomnianym wydarzeniu. Okazało się, że przedsięwzięcie jest naprawdę ambitne i będzie angażowało nie tylko dzieci z czwartej, piątej i szóstej klasy programu Spectrum, ale również sporo nauczycieli i chętnych do pomocy rodziców.
Nie musicie się zastanawiać czy się zgłosiłam... :))))
Pierwszym etapem była obsada ról do dwóch sztuk Williama Shakespeare'a: tragedii "Romea i Julii" oraz komedii "Snu Nocy Letniej".
Każdy chętny, chcący spróbować swoich sił na deskach teatru, dostał próbne teksty, które po nauczeniu miał zaprezentować na szkolnym castingu. Patrycja była niezwykle podekscytowana. Marzyła o roli Hermii w "Śnie Nocy Letniej", toteż zapamiętale przygotowywała się do przesłuchania.
Co mogę powiedzieć... Pati nie należy do osób cieszących się słuchem absolutnym i gdyby miała śpiewać, przypadłyby jej w udziale może chórki... W mowie jednakoż, potrafi brylować z niemałą elegancją, toteż Hermią została, a była z tego powodu tak rozentuzjazmowana, że w dniu ogłoszenia list z obsadą, trzeba jej było przypominać o oddychaniu.
Podczas gdy "aktorzy" otrzymywali angaż, równolegle kompletowano zespoły muzyków, śpiewaków i tancerzy mających występować przed głównym przedstawieniem. Ponadto, sprawdzano umiejętności przyszłych żonglerów, magików i kuglarzy, którzy również mieli zabawiać publiczność przed przybyciem Królowej. Wybierano nawet królewskich heroldów! Jednym słowem zapowiadało się coś naprawdę spektakularnego.
Aby nadać powagi przedsięwzięciu, jeszcze przed castingiem każdy uczestnik festiwalu otrzymał do podpisu dokument zobowiązujący go do przestrzegania różnego rodzaju zasad zachowania się. Miało to zapobiec niezdrowej rywalizacji, głupim żartom czy po prostu zazdrości. Brzmiało poważnie, odpowiedzialnie, dorośle. Fajna sprawa - o wszystkim pomyśleli.
Niebawem przygotowania ruszyły pełną parą. Rodzice, którzy wcześniej zadeklarowali swoją pomoc, zaczynali działać wszędzie tam, gdzie z racji swoich umiejętności czy możliwości, mogli przyczynić się do sukcesu przedsięwzięcia.
A pracy było wiele.
Na podstawie napisanego wcześniej skryptu, dwie mamy, wespół z fachurą z dystryktu, reżyserowały oddzielnie dwie sztuki i pracowały z narratorami, inne zajmowały się kostiumami, inne dekoracjami, jeszcze inne (gdzie i ja trafiłam) pracowały z ekipą sceniczną (stage crew).
Tak na marginesie, to cała rodzina ze mnie rechotała, bo dostałam plakietkę z napisem "Stage Manager", z którą dumnie paradowałam w szkole w każdy piątek... No dobra - śmieszne, ale nie ja to wymyśliłam.
Próby i przygotowania trwały 11 tygodni. Oprócz tego, że wespół z drugą mamą przygotowywałyśmy stage crew do pracy za kulisami (tak, aby każdy znał swoje miejsce i robił co trzeba w odpowiednim momencie), to pomagałyśmy też przy dekoracjach, kostiumach czy rekwizytach.
Z tygodnia na tydzień mogłam też obserwować postępy młodych aktorów.
Od zwykłego czytania skryptu na pierwszym spotkaniu, przez powolne wcielanie się w granych przez siebie bohaterów, dzieciaki doszły do poziomu postaci pełnych autentycznych emocji, rozdartych sprzecznymi uczuciami, targanych wielkimi namiętnościami...
Mając po 10-12 lat, potrafiły sobie poradzić ze scenami czułości czy romantyzmu, które zdecydowanie obce są jeszcze temu wiekowi. Było przy tym mnóstwo śmiechu i świetnej zabawy.
Ostatnie dwie próby odbyły się na scenie, gdzie docelowo miał mieć miejsce spektakl. Scena okazała się ogromna - jest największa w dystrykcie, a przy okazji bardzo profesjonalna, z kilkoma warstwami kurtyn, dziesiątkami reflektorów, lin, linek, guzików, kabli i bocznych rusztowań. Trzeba było nauczyć się błyskawicznie za nią poruszać w ciemności, mieć przygotowane rekwizyty po odpowiednich stronach i pilnować, aby nie być widzianym z widowni. Wychodziło naprawdę nieźle, w dodatku aktorzy dostali kostiumy i mikrofony, więc zaczynało to przypominać prawdziwy teatr.
Gdy 28 lutego 2019 r. zabłysły światła reflektorów, zabrzmiały fanfary i na scenie pojawiła się Królowa Elżbieta I - emocje sięgnęły zenitu. Przedstawienie się zaczęło!
Zarówno sceny z tragedii jak i z komedii Shakespeare'a tworzyły świetnie pomyślaną całość, którą w teatrze elżbietańskim prezentował Królowej sam sir William.
Po nakreśleniu postaci w każdej ze sztuk, mistrz objaśniał monarchini tło swoich utworów, pozwalając aktorom, aby to oni przedstawili obie historie.
Nadworny błazen był mistrzem ceremonii - nie szczędził jednak komentarzy w czasie widowiska.
"ROMEO I JULIA"
Książę - szlachetny władca Verony |
Julia Capuletti ze swoją nianią |
Na balu maskowym u Capulettich |
Romeo Montague z przyjaciółmi: Mercutio i Benvolio |
"SEN NOCY LETNIEJ"
Szlachetny Duke Aten - Tezeusz, zaręczony z królową Amazonek Hipolitą |
Hermia - młoda dziewczyna z Aten ze swoją matką Egeą (w oryginale był ojciec Egeus) |
Hermia ze swoim ukochanym Lizandrem |
Oberon - król wróżek ze swoim psotnym sługą Puckiem |
Owacje jakie zabrzmiały na zakończenie spektaklu, dobitnie świadczyły o sukcesie widowiska. To było niesamowite! Widzowie mogli cieszyć oczy fantastyczną grą aktorską, dzięki której doświadczyli po trosze dramatu, miłości, smutku i śmierci, a po trosze fantazji, humoru, roztargnienia i psoty.
Nie mniej profesjonalnie wypadły występy magików, kuglarzy czy żonglerów dających swoje popisy w scenerii średniowiecznych kandelabrów, pochodni i barwnych proporców. Minstrele umilali czas muzyką, a tancerze podrygiwali przy ludowych tańcach z epoki. Zabawy i ciekawych doświadczeń nie brakowało.
Reasumując, festiwal zasłużył na najwyższe noty. Zachwyceni byli wszyscy i wszyscy wszystkim gratulowali. Amerykanie mają przy tym wyjątkowy dar euforycznego wręcz zachwycania się. Nie wyobrażacie sobie jak wiele przeróżnych słów potrafią użyć na wyrażenie czegoś wspaniałego i genialnego, przeplatając aplauz zapierającym dech - "Ohh, my Gosh!!!"
Ja, zakończę ten post słowami fachury z dystryktu: "- Shakespeare byłby dumny!"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz